Z moją pamięcią mam nie lada problem. Dotyczy to zwłaszcza pamięci
krótkotrwałej, dlatego często składuję miliony karteczek z przeróżnymi
notatkami, zawierającymi pojedyncze słowa, całe zdania, a czasem dłuższe wywody.
Z pamięcią długotrwałą jest trochę lepiej, ale na pewno mogłoby być lepiej. Potrafię
nauczyć się wielu rzeczy, ale potrzebuje na to sporo czasu (Bogu dzięki, że umiem
w odpowiednim momencie wziąć się za pracę/naukę i nie robić wszystkiego na
ostatnią chwilę!). Mimo wszystko postanowiłam popracować nad moją pamięcią.
Pierwszym krokiem było zakupienie książki „Pamięć na zawołanie” Tony’ego
Buzana.
Pierwszą metodą, którą chciałabym się z Wami podzielić, jest
zapamiętywanie przy pomocy historyjek, które wymyślamy samodzielnie. W książce
Buzana wykorzystano tę metodę do zapamiętywania listy zakupów. Postanowiłam
więc ją przetestować przy najbliższych zakupach. Zgadnijcie jak mi poszło ;)
Moja lista zakupów wyglądała następująco:
- kiełbasa
- pomidory
- wątróbka
- frytki
- ziemniaki
- kapusta kiszona
- jogurty
- jajka
- ser żółty
- bułki
- karkówka
- pasztet
A oto moja historia …
Wszystko dzieje się na Wisteria Lane (za dużo „Gotowych na
wszystko”). Wychodzę z domu, na szyi mam długaśny pęk kiełbasy, który służy mi za lasso. Moim kiełbasianym lassem
zarzucam w kierunku babci spacerującej z koszem wiklinowym. Lasso obwija się
wokół rączki kosza i wyszarpuje go z rąk kobieciny. Koszyk upada i wysypują się
z niego pomidory. Babcia, chcąc mnie
zaatakować, ślizga się na pomidorach i upada. Upadek strasznie niefartowny, ciało
babci zostaje rozcięte o krawężnik i mym oczom ukazuje się jej wątroba (nasza pamięć doskonale zapamiętuje
takie rzeczy, a ja oglądam za dużo „The Walking Dead”). Podbiega pies
zainteresowany wnętrznościami. Szybko zjawia się kobieta z torbą mrożonych frytek, starająca się nimi odgonić psa.
Zwierzę łapie w zęby frytki i rozdziera opakowanie, z którego, zamiast frytek,
wysypują się ziemniaki. Przybiega dziwna
kobieta, kradnie ziemniaki, krzycząc, że właśnie ich potrzebowała do
kapuśniaku. Biegnie do swojej kuchenki, stojącej na środku ulicy, i wrzuca do
gara ziemniaki i kapustę kiszoną. Na
ulicy pojawia się ciężarówka wioząca setki jogurtów.
Aby nie wjechać w gotującą panią, skręca w kierunku pobliskiego domu, gdzie
niemal potrąca kobietę sprzedającą obnośnie jajka. Kobieta przewraca się, jajka wypadają i trzaskają się. Ze
skorupek wypadają kostki żółtego sera,
po które schyla się jadący na rolkach młody chłopak. Kroi plaster sera i
kładzie na bułkę trzymaną w ręce.
Nie zauważa idącego z naprzeciwka bardzo dobrze zbudowanego chłopaka (typowego karka!) i wjeżdża w niego z całym
impetem. W momencie zderzenia myśli sobie: „Ale pasztet!”.
Tak, wiem … absurd. Ale wymyślona historia natychmiast
zapadła mi w pamięć. Z całej listy zakupów nie kupiłam jedynie pasztetu – bo
nie chciało mi się go szukać ;) Nie patrząc na żadną kartkę pamiętałam o
wszystkim, bez żadnego problemu!
O czym warto pamiętać tworząc taką historię? Dużo absurdu,
wiele szczegółów, jak najwięcej kolorów, dźwięki, zapachy, a nawet … elementy erotyczne
(podobno takie rzeczy zapamiętujemy najlepiej!). Dopóki nie musicie się z nikim
dzielić takimi historyjkami możecie spokojnie puścić wodze fantazji J